Przemysław Gałecki: "Już nie wiedzieliśmy co robić, by wyglądało to lepiej"

18.10.2017
Piłkarzom Rozwoju Katowice udało się w końcu odbić od dna i odnieśli dwa ligowe zwycięstwa. Dzięki pokonaniu Błękitnych Stargard i Stali Stalowa Wola podopieczni Marka Koniarka wyszli ze strefy spadkowej, jednak mają apetyty na więcej. -  Mam nadzieję, że teraz nastąpi początek lepszego okresu w naszej grze i będziemy piąć się w górę tabeli. Teraz przed Jastrzębiem wracają do nas zawodnicy, którzy ostatnio pauzowali i są nadzieje, że będzie jeszcze lepiej - przyznaje w rozmowie z naszym portalem piłkarz drugoligowca, Przemysław Gałecki. 
 
rozwoj.info.pl
Piotr Porębski, SportŚląski.pl: Długo czekaliście na serie dwóch wygranych z rzędu – ostatni raz ta sztuka udała Wam się w 24. i 25. kolejce zeszłego sezonu 2. Ligi. Zwycięstwa te muszą smakować te, że dzięki nim wykaraskaliście się ze strefy spadkowej.
Przemysław Gałecki (Rozwój Katowice): Te zwycięskie mecze możemy nazwać serią, aczkolwiek to są dopiero dwa spotkania wygrane z rzędu. Liczymy na więcej i w następnym meczu w Jastrzębiu także liczymy na zwycięstwo. Co do wspomnianej serii na wiosnę to wówczas także byliśmy w bardzo trudnej sytuacji i jakoś zdołaliśmy się utrzymać. Mam nadzieję, że teraz nastąpi początek lepszego okresu w naszej grze i będziemy piąć się w górę tabeli.
 
Można powiedzieć, że po meczu z Gryfem Wejherowo sięgnęliście dna. Czy w szatni panowała opinia, że teraz może już być tylko lepiej?
No tak, właściwie już sami nie wiedzieliśmy co robić, żeby to lepiej wyglądało i drgnęło w jakikolwiek sposób do przodu. Mimo sporych ubytków kadrowych udało nam się w bólach i mękach wygrać spotkanie w Stargardzie oraz mecz ze Stalą. Teraz przed Jastrzębiem wracają do nas zawodnicy, którzy ostatnio pauzowali i są nadzieje, że będzie jeszcze lepiej.
 
Być może udało by się Wam zdobyć większą liczbę punktów, gdyby nie fakt, że w trzech kolejnych meczach nie wykorzystaliście rzutu karnego. Tą passę także można było uznać za niechlubną.
Zgadza się – aż wstyd, że nie strzeliliśmy przynajmniej jednego rzutu karnego, bo dzięki temu w tabeli moglibyśmy mieć przynajmniej 2 punkty więcej. Naprawdę szkoda jest nam zaistniałej sytuacji.
 
Te 2 punkty więcej mogliście uzbierać w starciu z Gwardią Koszalin. Nie da się ukryć, że w tamtym meczu to goście byli stroną dominującą, ale wykorzystany rzut karny mógłby być punktem zwrotnym. 
Tak, ten rzut karny mógłby być pozytywnym impulsem dla nas. Gwardia była lepszym zespołem, choć liczyliśmy na to, że gładko uda nam się wygrać mecz z ligowym outsiderem. Ten karny mógł wiele odmienić, mogliśmy dzięki temu wygrać spotkanie i wszystko ruszyłoby do przodu znacznie szybciej.
 
Pan co prawda nie zagrał we wspomnianym meczu w Stargardzie, ale kiedykolwiek rozegrał Pan kiedyś tak szalony mecz? Ja osobiście dawno nie spotkałem się z sytuacją, żeby dwóch strzelców goli wyleciało z boiska za czerwone kartki.
Ja akurat nie mogłem pojechać z drużyną na to spotkanie, ale śledziłem relacje w internecie. W momencie kiedy z boiska wyleciał Adam Żak, a chwilę później także Michał Płonka miałem nadzieję, że uda się chłopakom dociągnąć wygraną 2:1 do końca. Błękitni nie zagrażali naszej drużynie w większym stopniu, ale jak już strzelali, to Bartek Soliński na szczęście był w odpowiednim miejscu i czasie. 
 
Właśnie Bartosz Soliński w momencie, w którym za bardzo Wam nie szło, wyrósł na prawdziwego bohatera drużyny. W końcu to jego dobra postawa uchroniła Was od ewentualnych strat np. w meczu z Gwardią.
Wydaje mi się, że Bartek jest ze spotkania na spotkanie w coraz lepszej formie. Nawet w ostatnim meczu ze Stalą popisał się kilkoma dobrymi interwencjami i myślę, że cały nas nam pomaga. Na pewno nam bardziej pomaga niż przeszkadza.
 
Wasz słaby początek można uzasadnić kolejną rewolucją kadrową? W końcu Rozwój latem wymienił niemal całą kadrę, ale także trenera.
Zgadza się, taka sytuacja powtarza się już któryś raz. Co pół roku od blisko 2 lat klub pozbywa się połowy składu, przychodzą nowi zawodnicy i musimy się na nowo zgrywać. Latem ponownie skład został wymieniony, a w lidze nie mamy takiego ciągu i niemal na każdy mecz ligowy wychodzimy innym składem. Powodem tego są albo kartki albo kontuzje. Z naszym zgraniem cały czas jest ciężko.
 
Aktualnie jest Pan piłkarzem z najdłuższym stażem w drużynie Rozwoju. Jest to zaszczyt czy swoista mobilizacja do lepszej gry i wspierania swoich boiskowych kolegów z zespołu?
Jestem już z tym klubem bardzo zżyty. Z jednej strony jest to zaszczyt, z drugiej zaś cały czas wspieram swoich kolegów, żeby wszystko wyglądało to jak najlepiej. Aktualnie jest u nas sporo młodzieży, ale każdy każdego wspiera, a atmosfera w zespole jest bardzo dobra. Wszyscy wiemy o co gramy, gdyż pewne cele zostały nam postawione przed sezonem. Chcemy dążyć do tego – w klubie jest grupa 12 doświadczonych zawodników, którzy wspierają piłkarzy młodszych i zrobimy wszystko, by utrzymać się w lidze.
 
Czyli to jest wasz podstawowy cel – utrzymanie?
Tak, z takim młodym składem to jest nasz główny cel. I tak raczej więcej nie uda nam się ugrać.
 
Wspomnianą atmosferę znakomicie było widać po meczu ze Stalą, kiedy wszyscy razem zaśpiewacie znaną piosenkę - „Mój jest ten kawałek podłogi”. Skąd akurat ten utwór wziął się u Was w szatni?
Historia tej piosenki w naszej szatni jest dość złożona. To było parę lat temu, gdy akurat przegraliśmy mecz ze Stalą Stalowa Wolą u siebie 1:5 w drugiej lidze. Drużyna gości zaśpiewała ten utwór po wygranym meczu i zdaliśmy sobie sprawę, że nie może tak być, że zespół przyjeżdża do nas jak po swoje i tak świętuje. Przejęliśmy od nich właściwie ten hit i tak to już trwa od 2015 roku.
 
Pan był jest jednym z niewielu zawodników, który pamięta rundę wiosenną zeszłego sezonu. Zdziwieniem było dla Pana zwolnienie trenera Tadeusza Krawca? Bo co by nie mówić, ale pod jego wodzą spisywaliście się solidnie. Świadczy o tym 10. miejsce w tabeli rundy wiosennej.
Tak, wiosna w naszym wykonaniu była lepsza od jesieni i trener pozdobywał z nami trochę punktów. Decyzja ta nie była zależna od nas i to działacze podjęli decyzje o wymianie trenera na kolejkę przed końcem sezonu. Pod wodzą Dawida Szulczyka, który przejął funkcję pierwszego szkoleniowca na ostatni mecz, spisaliśmy się dobrze, bo dzięki wygranej w Wejherowie zapewniliśmy sobie utrzymanie w drugiej lidze.
 
Teraz przed Wami fajna możliwość rozegrania śląskich derbów w drugiej lidze. Czeka Was jednak trudne zadanie, bo GKS Jastrzębie wystartował w tej lidze naprawdę dobrze.
Tak, Jastrzębie świetnie rozpoczęło nowe rozgrywki. Co prawda złapali oni lekką zadyszkę, remisując na Radomiaku oraz ulegając u siebie Garbarni, ale ostatnio w dziesiątkę udało im się wygrać w Tarnobrzegu. Na pewno czeka nas pojedynek z drużyną z wysokiej półki, ale my złapaliśmy dobrą serię i z pewnością jedziemy tam powalczyć o dobry wynik. Mecz można uznać za małe śląskie derby i nóg na pewno nie odstawimy.
źródło: własne/sportslaski.pl
autor: Piotr Porębski

Przeczytaj również